teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 110567.05 km z czego 15845.25 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.93 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 5.77 km
  • czas 00:24
  • średnio 14.42 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Partyjka Piotrusia na dworcu

Piątek, 9 marca 2018 · dodano: 15.03.2018 | Komentarze 19

Dziś na dworcu rozegraliśmy parę partyjek Czarnego Piotrusia. Bo ostatnio z Klu grywamy właśnie w Piotrusia i jeszcze w Wojnę.




Co tam jakiś wjeżdżający pociąg, tu się gra toczy!




InterRegio do Łodzi. Ostatnio podstawiony był Feniks (EN57FPS) w barwach PolRegio, a dziś EN57AKM w łódzkim malowaniu.




W Piotrusia graliśmy specjalną talią z Kubusiem Puchatkiem (a więc w zasadzie graliśmy w Kubusia), Klu miała kiedyś też talię z Minnie i Daisy gdzie zamiast symboli były liczby... ale tę talię gdzieś rozwlekła po domu i teraz jest mocno niekompletna.




Mamy też w domu większą talię ze Słowacji... dla nieco większych dzieci. (powiększenie)



A gdy zapytałem Klu, czy wie że zwykła talią też można grać w Piotrusia, to bardzo się zdziwiła... no to jej pokazałem jak  (aczkolwiek graliśmy tylko połówką talii - czerwonymi).




Wydaje mi się, że w Piotrusia nigdy wcześniej nie grałem... w dzieciństwie grałem w wojnę (kto nie grał) i to chyba tylko w domu, potem w podstawówce i w domu  grało się w Kuku, Pana, Makao, w liceum już jakby mniej a jeśli już to w Makao i Remika. Gry w które  grałem, ale rzadko - raz albo parę razy, to Oko, Tysiąc, Poker,mam też wrażenie (ale głowy nie dam), że zdarzyło się grać jeszcze w Durnia, czy Licytację. mogłem też o czymś zapomnieć rzecz jasna. A Wy w co grywaliście?

Aha, później to już w ogóle mało się grało, na studiach zdarzyło mi się grać w Kierki i parę razy w Brydża. A na Ukrainie z lokalsami w Kozier.

Zdecydowanie najwięcej się grało w podstawówce, na zielonej szkole uciekaliśmy z dyskoteki, żeby się zaszyć w pokoju i grać w karty, kości, oraz radzieckie gierki elektroniczne. Sukcesem było też dostać karę - za karę nie szło się na jakieś zajęcia, tylko zostawało w pokoju... i można było grać do oporu! Kiedyś na zielonej szkole w Załęczu nad Wartą poszliśmy odwiedzić w sąsiednich domkach dziewczyny z Łodzi... potem za karę przepadły nam jakieś zajęcia, a że kilka osób miało te karę, to było z kim grać.

Inna historyjka, to jak uczyłem się grać w brydża - w pięć osób z Wydziału wybraliśmy się na długi weekend listopadowy w góry. Okazało się, że jest trójka brydżystów i dwie osoby, które grać nie umieją. Przy braku czwartego do brydża, postanowili nas nauczyć, więc przez żeby się nauczyć rozgrywki brydżowej, w pociągu do Zwardonia rżnęliśmy w kierki. A potem już w górach tłumaczyli nam zasady licytacji i na noclegach grywaliśmy w brydża.

Natomiast kiedyś jak byłem na obozie wędrowny w Gorganach, musiałem wcześniej wrócić. Zszedłem sam z gór i nocowałem w miejscu biwakowym pod Osmołodą, oprócz mnie rozbiło się tam dwóch Ukraińców. Zagraliśmy w karty, a konkretnie w kozier... pierwsza rozgrywka była ćwiczebna, bo się uczyłem i ją przegrałem. Okazało się że jest to rozgrywka zbliżona do brydżowej, a koziernyj, to kolor atutowy (co ciekawe po ukraińsku i rosyjsku atut to obecnie kozyr, natomiast po polsku zanim weszła do użycia obecna nazwa francuska, używano słowa kozer... czyżby kozier to taki zachodnioukraiński regionalizm?). Tak czy inaczej, jak zorientowałem się w zasadach, to kolejne trzy partie wygrałem i już nie chcieli więcej ze mną grać.


Ale wracając do dnia dzisiejszego, oprócz Piotrusia gramy z Kluską oczywiście w Wojnę. Jak to z kartami bywa, każdy zna inne zasady... przy czym o ile w makao było to oczywiste i jak gra wychodziła poza zgraną ekipę, to każda rozgrywka zaczynała się od ustalenia wspólnych zasad (jak na przykład graliśmy w domu, to nie stosowaliśmy zasad takich jak dama na wszystko, wszystko na damę, schodzenie z wagonika, czy przebijanie dwójki trójką, poznałem je później), a i tak często się kończyło sporami odnośnie jakiegoś nie uzgodnionego wcześniej przypadku (czy dama może być kartą rzuconą po makale, czy można schodzić z wagonika kartami funkcyjnymi itp.). O tyle w wojnie wydawałoby się, że trudno o różne zasady... a jednak.

Standardowa wojna wyglądała tak, że walczyć mogły tylko najwyższe figury na kupce (niższe odpadały - dla ustalenia uwagi odwróciłem więc dziesiątkę). Wygrywała osoba, która zaczynała jedną z tych wyższych kart, nawet jeśli na końcu na wierzchu było coś niższego (od dziesiątki w naszym przypadku).




Jednak jeśli zastosować kolonijną zasadę lavinki, że wojna jest nadrzędna, sytuacja jest inna i w powyższym przypadku wygrywa dziesiątka...

Otóż w poniższym przypadku normalnie wygrałaby dama, ale z zasadą  wojna jest nadrzędna, niższe figury najpierw przeprowadzają wojnę i na koniec porównuje się karty leżące na wierzchu u wszystkich graczy. W tym wypadku wygrywa as.




Zasada ta sprawia, że wojna jest nieco ciekawszą grą (choć bez przesady, toteż jest grą tylko dla najmłodszych), zwiększa się częstotliwość wojen, pojawiają się wojny krzyżowe i znacznie zwiększa się  szansa na wojny wielopiętrowe. Wojny bowiem przeprowadza się do momenty, aż każda karta na wierzchu będzie inna. Również do końca nie można przewidzieć kto wyjdzie zwycięsko z takiej wojny.

Jeszcze jeden przykład,  po pierwszej wojnie na wierzchu są dwie damy, które z kolei przeprowadzają następną wojnę. A na koniec wygrywa osoba, która na początku miała najniższą kartę, a potem przegrała wojnę... jednak na koniec i tak ma ósemkę, która jest najwyższą kartą.





Nadal jednak największy problem wojny jest taki, że rozgrywka jest strasznie długa... dla dwóch graczy w zasadzie nie ma sensu kontynuować gry, więc my w tym momencie uznajemy, że obaj są zwycięzcami i zaczynamy nową grę.

Dlatego też, żeby wyeliminować ten problem wymyśliłem nową odmianę wojny, którą nazwałem:



♥ ♦ Wojna na kolory ♣ ♠

Karty dzielimy na kupki według kolorów i każdy gracz otrzymuje do gry potasowaną kupkę danego koloru. Są dwie możliwości:
- dwie kupki - karty czerwone i karty czarne (gra dla 2 graczy)
- cztery kupki - kiery, kara, piki, trefle (gra dla 2-4 graczy)

Dalej gramy w wojnę, ale pokonane karty przeciwnika nie są przechwytywane, lecz zbijane - eliminowane z gry i odkładane na bok, do gry wracają tylko karty osoby zwyciężającej (czyli chodzi o to, żeby na ręce gracz miał cały czas karty tego samego koloru). Grając nie stosowaliśmy zasadywojna jest nadrzędna, ale to już jak kto sobie tam chce.

W ten sposób udało mi się osiągnąć to co chciałem, a mianowicie rozgrywka nie jest długa i nie ciągnie się w nieskończoność (nawet dla dwóch graczy). W grze jest spora szansa na remis, gdyż na koniec gracze mają mało kart, ale za to mocne... kilka razy nam się zdarzyło, że na koniec była wojna, która nie mogła być dokończona z powodu braku kart u obu graczy (uznaliśmy, że to remis).

Jest to nadal wojna, a więc gra prosta, niezbyt ciekawa i przede wszystkim dla najmłodszych dzieci, które są jeszcze za małe na bardziej zaawansowane gry. Na pewno jest dobra jako choćby urozmaicenie, gdy zwykła wojna się znudzi.



Komentarze
meteor2017
| 08:55 sobota, 17 marca 2018 | linkuj No tak, w takim przypadku kaliber i siła rażenia faktycznie niemałe... ale w sensie konwencjonalnym :-)
Gość wariag | 20:50 piątek, 16 marca 2018 | linkuj Jeżeli są to kierpce "ratułowskie" bogato nabijane mosiężnymi pierdółkami to ich wago-kaliber nie taki znowu mały :)
meteor2017
| 20:19 piątek, 16 marca 2018 | linkuj Nie no,nie mówię zaraz o ostatecznej broni masowej zagłady (onuca), tylko o czymś nieco mniejszego kalibru...
Gość wariag | 20:05 piątek, 16 marca 2018 | linkuj E tam, łonucka i owszem ale co do kierpcy veto ;)
meteor2017
| 19:46 piątek, 16 marca 2018 | linkuj Ale to wszystko nadal broń konwencjonalna... a kierpce już podchodzą pod broń chemiczna, albo nawet i biologiczną.
Gość wariag | 19:38 piątek, 16 marca 2018 | linkuj A czymże dziadkowe kierpce mogą godzić w konwencję genewską ? Ciupaga, łorcyk, łobrzynek to rozumiem ale kierpce ?
Gość wariag | 16:17 piątek, 16 marca 2018 | linkuj W końcu sobie przypomniałem: kontra, rekontra, słup, mord, dziadkowe kierpce :)
meteor2017
| 20:57 czwartek, 15 marca 2018 | linkuj Z Tytusa: "Nie wychodź bawole w to, czego nie ma na stole"
Gość wariag | 20:54 czwartek, 15 marca 2018 | linkuj Kontra, rekontra, słup, mord - tak to szło.
Gość wariag | 20:46 czwartek, 15 marca 2018 | linkuj A wykładając karetę przy pokerze co poniektórzy oznajmiali "Jedzie kareta, dzwonek dzwoni, ile w karecie jedzie koni ?".

A przy 66 była kontra, rekontra, słup i coś tam jeszcze ?
domino83
| 20:28 czwartek, 15 marca 2018 | linkuj W Kuku nie pamiętam zasad ale pamiętam że kiedyś grałem i widziałem jak się kartami biło. Dodam jeszcze z z czasów szkolnej ławki - Kent. Lubiłem ją za możliwość współpracy i pomysł na hasło, bywały przedziwne.
Gość wariag | 20:27 czwartek, 15 marca 2018 | linkuj O, taka piosneczka mi się przypomniała :

Wczoraj grałem w 66
A dzisiaj nie mam co jeść.

Jeden z kolegów-roboli gdy przy aufie dobierał sobie pasujące karty zwykł mawiać : "Chodźcie tu łabędzie, tu wam dobrze będzie" :)
lavinka
| 19:26 czwartek, 15 marca 2018 | linkuj Nie pamiętam jak się grało w kuku (qq?), ale pamiętam, że rzeczywiście się biło, tylko u nas kartami w pęku o dłoń/nadgarstek. Odświeżyłeś mi zakurzone komórki pamięci Wariagu. Sama bym sobie nie przypomniała. :)
Gość wariag | 18:34 czwartek, 15 marca 2018 | linkuj @auf - słabo pamiętam ale zbierało się trójki albo sekwensy i kto pierwszy uzbierał kończył grę oznajmiając "auf". Przegrani liczyli ile mają punktów na ręce - za figury 10 pkt, za pozostałe wg liczb. Potem się to przeliczało na pieniądze które otrzymywał wygrany. Jak wygrał sporo posyłało się kogoś po butelkę na melinę :)
meteor2017
| 16:41 czwartek, 15 marca 2018 | linkuj @wariag - my w kuku graliśmy bez kar. A jak się gra w aufa?
meteor2017
| 16:41 czwartek, 15 marca 2018 | linkuj @domino83 - w wojne chyba każdy grał ;-) mam też wrażenie, że mogłem parę razy grać w oszukańca/oszusta, ale głowy nie dam. Generalnie jak ktoś pierwszy kończy grę, a rozgrywka długo trwała dalej, to faktycznie trochę było nudno... w Pana to jeszcze nie tak bardzo, ale w makao jak zostały dwie osoby, to rozgrywka mogła trwać naprawdę długo, dlatego nieraz ci co wcześniej odpadli zarządzali zakończenie gry i remis zwycięzców.

A w Pana to nawet lubiłem grać, zwłaszcza że zabawny był element oszukaństwa i podkładania kart. Najlepiej jak udało się kogoś oszukać, że się podłożyło kartę, ten ktoś sprawdza, a tu wszystko w porząsiu :-)
Gość wariag | 16:10 czwartek, 15 marca 2018 | linkuj Z liceum pamiętam grę w ku-ku w której przegrywającego biło się po paznokciach talią kart. A z robolskiego epizodu mojego żywota pamiętam aufa i powiedzenie "karta lubi dym i qrewskie słowo".
domino83
| 14:47 czwartek, 15 marca 2018 | linkuj Grę w wojnę pamiętam z dzieciństwa, dodam jeszcze oszukańca. W Pana to nie lubiłem, trochę nudziła mnie ta gra i co to ma być za frajda kiedy pierwszy pozbędę się kart - dla mnie nuda. Na to miast nie rozumiałem zasad gry w tysiąca, kiedy otrzymałem niezbędne nauki stała się do dziś dzień moja ulubiona grą, również w sieci. Jedna cecha wspólna to nuda przy grze w dwie osoby.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ugoba
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]