teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108163.15 km z czego 15463.65 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.90 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 100.68 km
  • 9.00 km terenu
  • czas 05:56
  • średnio 16.97 km/h
  • rekord 49.50 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Longinada 2: Pierwsza Setka

Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 9

kemping - Skollenbord - Notodden - Heddal - Yli - Gvarv - Ulefoss (MAPY: bikemap, GPSies, anksowe endo)

Zaczynamy w okręgu Buskerud (Kongsberg kommune), a kończymy w Telemarku (Notodden, Sauherad i Nome kommune).



Skrzynki:
- Kroksjø i Lågen (Earthcache, Buskerud)
- Labro vegmuseum (Buskerud)
- Христианство с налетом язычества (geocaching.ru, Telemark)
- Øvre Verket (Telemark)
- Ulefoss sluse - Telemarkskanalen (Telemark)

Podsuszyliśmy się w domkach, a pogoda się poprawiła i od razu przyjemniej jechać w trasę. Startujemy ostro i zaraz skok w bok na starorzecze rzeki Lågen. Jest tu tzw. Earthcache, czyli wirtualna skrzynka edukacyjnie o tematyce z zakresu geografii. Robimy sobie fotki by je potem wrzucić do logów, szukamy też odpowiedzi na kilka pytań (np. jak szerokie jest starorzecze w miejscu gdzie przechodzi przez niego droga), a potem wracamy na trasę.




Jedziemy w kierunku Kongsberga, ale nie wjeżdżamy do miasta, tylko na opłotkach wbijamy się do muzea Labro (link)... to w zasadzie kompleks kilku muzeów nad rzeką Labro. Nas interesuje Labru Vegmuseum, czyli muzeum drogownictwa - bo tam pod jedną z maszyn jest skrzynka :-) Jesteśmy tu punkt 11:00, muzeum jednak wygląda na zamknięte, no to się wbijamy. Problem polega na tym, że skrzynka ma być pod ogonem maszyny... maszyn jest kilka a możliwych interpretacji też jest kilka. Dla mnie ogon, to długie, ciągnące się coś i pod nim szukam. Dla lavinki to tył maszyny... to ona miała rację, ale skrzynki nie znalazła, bo myślała że to część maszyny, A skrzynka w maskowaniu norweskim, czyli praktycznie na wierzchu - ja się zajrzało, to było widać.




Wyjeżdżając zorientowaliśmy się, że da się wejść na śluzy elektrowni wodnej na wodospadzie Labro (w drewnianym budynku na jej szczycie jest chyba Vassdragsmuseum - Muzeum Zasobów Wodnych). Jak odjeżdżamy, dopiero jakiś facet zaczyna się krzątać po terenie muzeum.




Ale koniec tego dobrego, przed nami największy podjazd tego. Tuż przed przełęczą wjeżdżamy do Telemarku, a na przełęczy jest urządzone miejsce odpoczynku z ławkami, kibelkiem, mapami i węzłem szkaów pieszych.




Uwaga klempa!



A potem zjazd do Notodden... przy wjeżdzie do miasta spotykamy grupę, okazało się że Marta się wypieprzyła na wirażu, ale na szczęście na obtarciach, uszkodzonym kasku i złapanej się skończyło. Jedziemy dalej z anksem i szukamy skrzynki - mikromagnetyka na starym moście. Jak to często bywa z mikrusami... nie znaleźliśmy.




Dojeżdżamy do największej atrakcji dzisiejszego dnia, czyli Heddal stavkyrkje, kościół z 1242 roku, który jest największym norweskim kościołem klepkowym/słupowym/masztowym.





Zastanawia mnie jedno, że gdy się przyjrzeć drewno zewnętrznemu, to wygląda jakby było wypalane... a może słonko je tak przygrillowało?



Szukamy tez skrzynki, opis w zasadzie żaden i skrzynka z gatunku tych do odpuszczenia... ale skoro i tak tu jesteśmy i mamy postój, to spróbowaliśmy, ale nie udało się znaleźć. Za to znaleźliśmy hasło do rosyjskiego virtuala, oraz zupełnie przypadkowo wlepkę munzee (to taka zabawa smartfonowa, trzeba mieć appkę munzee, na miejscu znajdujemy i skanujemy QR-kod który daje nam link do zalogowania punktu, dodatkowo appka weryfikuje czy nasze współrzędne zgadzają się ze współrzędnymi punktu - lavinkamogłaby to zalogować, gdyby przy kościółku było wi-fi).



Na pobliskim parkingu spotkanie z busem i gotowanie obiadu, gdy już się posiliśmy, ruszamy dalej... pod skansenem trafiamy na tablice upamiętniające pisarzy i artystów z Heddal: Ingebjørg Mælandsmo, Anne Bamle, Olav Kaste. Ciekawa jest ta ostatnia tablica - podpowiem, że ta podobizna z lewej jest wklęsła.




No i skansenik (Heddal Bygdetun, zobacz też wpis na blogu), który jest czynny w norweskim sezonie, znaczy do 15 sierpnia.



Odbijamy w bok na mniej ruchliwą drogę... co prawda tutaj była i tak droga rowerową, jednak przyjemnie się jedzie bocznym asfaltem, a nie przy ruchliwej szosie. Za rzeką przejeżdżamy przez... środek lotniska ;-) bowiem droga przecina pas i są szlabany jak przy przejazdach kolejowych - tutaj jest to przejazd samolotowy.



Góra, dół, góra, dół, góra, góra, góra... i widok na Notodden za jeziorem Heddalsvatnet.



Wkrótce wjeżdżamy do biedniejszej komuny (znaczy gminy) i asfalt się kończy. Okazuje się, że żółta droga na mapie nie zawsze oznacza asfaltową nawierzchnię (okaże się to jeszcze nieraz na trasie).




Jeszcze paniczna ucieczka przed krwiożerczym traktorem, Pierwszy Dzień Pieszego Rowerzysty... a ktoś zauważył, że chmury niepokojąco rozbudowują się do góry (następny dzień pokaże, że niepokój był słuszny).





Dojeżdżamy do Gvarv... stąd bus miał zabierać tych, co odpadną, ale problem w tym, że bus dopiero tu nas minął, więc zanim wóci to jeszcze trochę. Namawiałem ją żeby poczekała na busa, bo w tym roku nie ma takiej kondycji i może się zarżnąć jadąc całą trasę, ale jako że wszyscy chcieli jechać dalej, to lavinka nie chciała zostawać tu sama... zwłaszcza że były tu jakieś koncerty w wielkich wig-wanach i trochę pijanej młodzieży kręciło się po okolicy.

Za Gvarv kontakt z pierwszymi tunelami (znaczy wcześniej jakieś z wiaduktu widzieliśmy, ale tutaj kontakt był bliski). Pierwszy miał zakaz wjazdu dla rowerzystów, ominęliśmy go więc starą drogą, natomiast przez drugi, krótszy tunel przejechaliśmy.



W Ulefoss rozbijamy się na miejscu piknikowym nad jeziorem. Równiutko, trawka, oraz kibelki w budowli która w zamyśle miała naśladować kształt śluzy na Kanale Telemarku.



Znów nocujemy blisko skrzynki - jedna jest nawet bardzo blisko, ale to jakiś mikrus ze słabym opisem, najbliższa spisana jest 300 metrów stąd. Jedziemy więc, okazuje się jednak że była jakaś reaktywacja i teraz jest już tylko mikro. Jedziemy też po następną przy śluzie Ulefoss. Obok w Sluse Cafe trwa impreza, jakiś koleś śpiewa włoskie przeboje po norwesku, a my szukamy skrzynki... jest ciemno my jeszcze nie wiemy na które elementy śluzy da się bezpiecznie wejśc, a na które nie. W końcu lavinka odpala GiePSa, który upenia nas, że musimy przejść po śluzie na drugą stronę kanału - a potem jest już łatwo, bo skrzynka w "maskowaniu norweskim". Nim wróciliśmy na nocleg, stuknęło 100km na liczniku.

Fotki:
- Norsk-Longinada 1 - moje (będę stopniowo dogrywał)
- Norwegia - Longinada 2013 - lavinki (całość)
Kategoria >100, Norwegia



Komentarze
meteor2017
| 12:20 wtorek, 3 września 2013 | linkuj W realu też :-)
surf-removed
| 10:41 wtorek, 3 września 2013 | linkuj Na Twoich zdjęciach Norwegia wygląda bardzo ciekawie ;)
meteor2017
| 20:36 poniedziałek, 2 września 2013 | linkuj Z tą spalenizną to ja wyskoczyłem, bo pytałem się czy spaleniznę było czuć, czy tylko po efektach wizualnych ją sobie wyobraziłem ;-)
wariag | 20:28 poniedziałek, 2 września 2013 | linkuj No to w kwestii ichnich kyrków totalna porażka ;) Z "moim" kyrkiem" (o którym pisałem Lavince na Picasie) też klapa. Na widokówkach mam co innego, w necie znalazłem całkiem inną kyrkę ... http://nn.wikipedia.org/wiki/Solvorn_kyrkje ... i teraz już nie wiem gdzie byłem i co widziałem ;) Mnie Lavinko nie chodziło o zapach spalenizny tylko o ten specyficzny - powiedzmy to otwarcie - odór naftaliny, smoły i cholera jeszcze wie czego? Czasem można go poczuć w starych drewnianych kościołach. Przyjaciel mojego wujka był konserwatorem zabytków (specjalizował się zwłaszcza w modrzewiowych kościółkach) i twierdził,że to efekt partackiej roboty jego kolegów po fachu. Niestety obaj już nie żyją więc nie mam możliwości podrążyć tematu.
lavinka
| 19:44 poniedziałek, 2 września 2013 | linkuj Wariagu, nie wiem czy kiedyś widziałeś pudełka w Zakopcu, takie podpalane. One nigdy nie pachną spalenizną, bo już dawno wywietrzało. To pachnie tylko w momencie podpalania i podejrzewam, że i tu tak było. Jaką metodą jednak to robili, nie mam pojęcia, bo to jednak nie sztuka zdobienia drewnianych pudełek. Zapach wypalania pamiętam, bo mój wujek robił swojego czasu różne dziwne rzeczy z drewna, nie śmierdziało mocno i sam produkt potem bardziej pachniał lakierem, a wcześniej zwykłym drewnem niż tym. Samo drewno którym obity jest kościół jest na pewno młodsze niż on sam :)
meteor2017
| 19:37 poniedziałek, 2 września 2013 | linkuj Faktem jest, że wygląd był mało imponujący... więc zrobili z tego wzorcową nordycką świątynię ;-) A teraz to nawet ta oprawa ma już półtorej setki lat, więc nawet sama w sobie na zabytek się nadaje. Też nie wiedziałem, ale wcześniej w temat nie wnikałem.

My w odróżnieniu od aarda nie wąchamy drewnianych kościołów, więc nie wiem. Zresztą po gotowaniu na odwiercie naftowym, jesteśmy nieczuli na takie zapachy ;-P
wariag | 19:29 poniedziałek, 2 września 2013 | linkuj No to po raz kolejny się okazało, że Prusacy byli bardziej nordyccy niż rdzenni Nordycy :) Do tej pory byłem przekonany, że nie dokonywano żadnych przeróbek w tej świątyni i że to jej pierwotny wygląd.
A co do tego "przypalonego drewna" to może środki konserwujące weszły w jakąś przedziwną reakcję z drewnem? Nie cuchnęło to-to naftaliną i smołą?
meteor2017
| 18:44 poniedziałek, 2 września 2013 | linkuj Możesz uznać to za zagadkę... niestety odpowiedzi nie znam, miałem nadzieję, że coś wiesz na ten temat ;-)

A ja przy okazji rzuciłem okiem na opis Vang stavkyrkje http://pl.wikipedia.org/wiki/Świątynia_Wang gdy doszedłem do fragmentu "Bryła obiektu podczas prac konserwatorskich, zgodnie z XIX-wiecznymi trendami konserwatorskimi, uległa znacznej rozbudowie." i zdjęcia sprzed rozbudowy http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Vang_stavkirke_1841.jpg to padłem ze śmiechu ;-)
wariag | 17:21 poniedziałek, 2 września 2013 | linkuj Najstarszy dzwon do kościoła w Heddal pochodzi z 1647 i został odlany w Amsterdamie.
https://ru.wikipedia.org/wiki/Ставкирка_в_Хеддале
Też się zastanawiałem na tym "przypalonym" drewnem i liczyłem, że zaserwujesz to jako zagadkę, której - jak zwykle - bym nie rozwiązał ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa oproc
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]